W cichej, głębokiej kotlinie leży górska wioszczyna: Koninki. Przytuliły ją Gorce do piersi i objęły z dwóch stron ramionami. Dokoła spadającej wartko roztoki leśnej rozłożyły się osiedla mniejsze i większe po dwa, cztery i więcej zabudowań. Grunta jałowe, kamieniste, podnoszą się z obydwu stron wody ku ogołoconym z lasów górom. Na wązkich, poprzecinanych wysokiemi miedzami zagonach szarzeją nierzadko potracone kępy, zarośnięte gęstą krzewiną. Stoki gór pokryły nagie, skaliste ugory, na których bydło rokrocznie zberczy zębami po próżnicy. Trudno skuść trawę, gdy jej nie ma... Pastwiska te i tłoki, jałowcami porosłe, opierają się drobnym przylaskami o długie wyręby. W Koninkach cicho żyją ludzie. Góry odcięły ich od świata, z którym łączy ich tylko jarmark, odpust, lub jakie wielkie święto. Poza tem nic. A prawda! jedno jeszcze: zarobek. Co roku bowiem część młodych opuszcza wieś »la chleba«. tłucze się za nim po świecie i wraca z dziwnemi powieściami o »tamtych krajach«, ale z próżnemi rękoma i, co najczęściej, z uteranem zdrowiem. Zresztą pojęcie »świat« ma dla nich takie samo znaczenie, jak księżyc lub słońce: coś bardzo dalekiego, nieznanego, o czem im tam czasem ktoś coś opowie, czemu jednak nie bardzo radzi dowierzają. Chętnie natomiast słuchają wszelkich nieprawdopodobnych bajek. W tem praktyczny umysł chłopa przystępny jest pierwotnej fantazyi. A może też już wyssał z niewolnych pokoleń, że »co świat dobrego zrobił, to nie la chłopa...« i z fantastycznych zdarzeń wysnuwa dla siebie pociechę. »Bedzie ta wojna?« – pytają jedni, a drudzy: »Co ta słychać?...« Jedni i drudzy nie z prostej ciekawości. W zapytaniu o wojnę widać obawę przed nowymi ciężarami, a w pytaniu »co słychać« kryje się jakaś nadzieja nieokreślona, jakby spodziewanie się skądś niewiadomego polepszenia bytu. W pierwotnym umyśle chłopa rodzi się pojęcie »czegoś« lub »kogoś«, co przyjdzie niewiadomo skąd i rozweseli jego dolę... Stąd legendy o tajemniczym »arcyksięciu«, to o jakimś wybawicielu z bajki, który się kryje między ludem. W Koninkach lud wiedział coś o tem. Na ucho sobie opowiadali starzy i młodzi, snując na przyszłość najdziwaczniejsze pomysły.  Poza tem żyli sobą i swoją gromadą, zamkniętą cichej kotlinie.  O »życiu politycznem« nikt tu nie słyszał, nie wiedzieli nawet, czy istnieje takie życie, ktoby im doniósł!... A zresztą kogoby mieli słuchać, kiedy im »ksiądz o tem nie mówił«. Słyszeli wprawdzie starsi o wybieraniu na posła, ale cóż ich to mogło obchodzić? »Nikomu się ta z nas« – powiadali – »do Wiednia nie spieszy, bo na to trza mieć pieniadze... no, i rozum do tego!« Jak wójt chciał, tak głosowali i było. Coby nie miało być! I spokojnie żyli ludzie w Koninkach, nie kłopotali się światem, bo powiadali, że mają dość swojej biedy... (Władysław Orkan,
Komornicy).

beskid wyspowy i gorce stanisław figiel góry jarosław swajdo doliny.

TU JESTEM     CYTATY     KSIĄŻKI     CZYTELNIA     GALERIE     VARIA     LINKI     KONTAKT     HOME     projekt i wykonawstwo strony js